Czy e-administracja jest czymś więcej niż atrakcyjną nazwą dla skomputeryzowanej administracji publicznej? Do idei e-administracji jesteśmy zachęcani sprawniejszą pracą urzędów, niższymi kosztami państwa a w pierwszym rzędzie dużymi udogodnieniami dla obywateli. Jednak trudno znaleźć poważne opracowanie o e-administracji, którego tematyka wychodziłaby poza wewnętrzne problemy komputeryzacji urzędów. Niewielu obchodzi rola i pozycja obywatela w świecie e-administracji.
Z punktu widzenia obywatela e-administracja to zbiór spraw urzędowych, które można załatwić przez Internet bez wychodzenia z domu. Obywatel nie musi tracić czasu na stanie w kolejkach a interakcje z urzędami mogą się odbywać poza godzinami pracy. Im więcej spraw możemy załatwić przez Internet tym więcej pożytku z e-administarcji.
Dla urzędników e-administracja to przede wszystkim sieć połączonych ze sobą systemów komputerowych z różnych sektorów administracji publicznej. Im szybszy i szerszy dostęp do informacji o obywatelach tym większa władza i wpływy urzędników. Choć urzędnicy cenią inne pożytki z komputeryzacji niż obywatele, to wpływ motywacji urzędników na cele komputeryzacji urzędów jest bardziej skomplikowanym zagadnieniem, ponieważ projekty informatyczne są często postrzegane jako narzędzie do budowania własnej pozycji i kariery.
Urzędnicy wykazują ogromną determinację w zdobywaniu środków na projekty informatyczne. Musi to budzić podejrzenia, ponieważ w sektorze publicznym większość projektów nie ma jasno określonych celów (np. PESEL2). Ponadto urzędnicy forsują projekty, w których kładzie się nacisk na tworzenie nieznanych dotąd funkcjonalności a nie na rozwiązywanie istniejących problemów. Niedawno przedstawiciel MSWiA w wypowiedzi dla Gazety Prawnej stwierdził, że nowy dowód biometryczny „poza funkcją dokumentu tożsamości może pełnić funkcję karty ubezpieczeniowej. Będzie też miał możliwość implementowania innych funkcji, np. karty płatniczej czy karty dostępu zamiast klucza do mieszkania”. W projektach forsuje się funkcjonalności, których nikt nie oczekuje a np. rejestracja samochodu stała się koszmarem po przeprowadzeniu... komputeryzacji.
W e-administracji interesy obywateli i urzędników są w dużej mierze rozbieżne. Ponieważ urzędnicy mają znacznie większy wpływ na kształt komputeryzacji państwa niż obywatele to można oczekiwać, że będzie forsowany model e-administracji optymalny dla urzędników.
Urzędnicy są w znacznie lepszej sytuacji niż wynikałoby to z faktu, że to oni decydują o przedmiocie przetargów na komputeryzację urzędów. Większość obywateli nie dostrzega problemów, które pojawią się po zrealizowaniu urzędniczej wizji e-administracji, przez co de facto stają się sojusznikami urzędników. Jakość życia zostanie zdegradowana przez spotęgowanie ryzyk i uciążliwości, które dotychczas niepokoiły tylko nielicznych.
Wymienić tu należy przede wszystkim:
- ryzyka związane z nieograniczonym i niekontrolowanym dostępem dziesiątków tysięcy urzędników do danych obywateli (utrata prywatności)
- ograniczony wpływ obywateli na poprawność i aktualność swoich danych w systemach urzędów
- brak możliwości kontrolowania celów do których mogą być wykorzystywane dane osobowe
- korygowanie błędnych danych w systemach będzie utrapieniem obywateli a nie urzędów (typowa sytuacja udowadniania, że „nie jestem wielbłądem”)
- ryzyka związane z możliwością profilowania gustów i zachowań wszystkich obywateli
Skutki uboczne urzędniczej e-administracji zdegradują także życie polityczne i społeczne. Łatwy dostęp urzędników do cyfrowego dossier każdego obywatela oraz stworzenie warunków do masowego profilowania powiększą władzę rządzących nad rządzonymi.
Urzędnicza wizja e-administracji, której realizację MSWiA już rozpoczęło projektami PESEL2 i ePUAP, ma swoje teoretyczne uzasadnienie bazujące na specyficznym rozumieniu interoperacyjności systemów.
Dogmat interoperacyjności
Eksperci od informatyzacji sektora publicznego zakładają, że budowa e-administracji nie jest możliwa bez teleinformatycznej interoperacyjności rejestrów i systemów komputerowych rejestrów administracji publicznej.
Dlaczego interoperacyjność jest tak ważna? Odpowiedź znajdujemy w prezentacji „Ramy interoperacyjności dla potrzeb administracji publicznej - dylematy i kierunki prac” autorstwa Edwarda Seligi i Bolesława Szafrańskigo (ze strony www.e-puap.mswia.gov.pl). Poniżej dwa cytaty.
Dlaczego potrzebujemy interoperacyjności?
„Budowany przez dziesiątki lat układ organizacyjno-prawny i technologiczny infrastruktury informatycznej administracji publicznej doprowadził do szkodliwej wzajemnej separacji (resortowości, autonomii) zarówno zasobów informacyjnych, jak i systemów informatycznych. W efekcie powstała resortowa, wyspowa, separacyjna infrastruktura informacyjna,- Historycznie uwarunkowana autonomia systemów i zasobów informacyjnych administracji publicznej stanowi – tak w wymiarze prawnym, jak organizacyjnym, technologicznym i informacyjnym - najważniejszą barierę w rozwoju społeczeństwa informacyjnego”
Na czym polega interoperacyjność?
„Interoperacyjność – to zdolność systemów informacyjnych jednostek administracji publicznej do wspólnego działania na rzecz realizacji zadań publicznych.[Z tak rozumianą interoperacyjnością wiąże się pojęcie interoperacyjności teleinformatycznej, która jest definiowana jako zdolność systemów teleinformatycznych oraz wspieranych przez nie procesów do wymiany danych oraz do dzielenia się informacjami i wiedzą.]”
W tej definicji pomięto wymianę danych elektronicznych między urzędem a obywatelem. Jakby urzędnicy zapomnieli o istnieniu obywateli i ich potrzebach.
Interoperacyjność zostanie zapewniona przez ePUAP i prawną rewolucję (według Computerworld: „aby ePUAP mogła w pełni zadziałać, należy pilnie znowelizować 45 ustaw, 96 rozporządzeń i zmienić kilka uchwał sejmowych”).
Wizja informatyzacji państwa oparta na tak rozumianej teleinformatycznej interoperacyjności jest bardzo kusząca dla obywateli. Połączenie ze sobą systemów komputerowych z różnych sektorów administracji publicznej zapewni urzędnikom dostęp do danych wszystkich obywateli. Obywatel będzie mógł załatwić sprawę w urzędzie bez wypełniania formularzy i bez konieczności zbierania zaświadczeń z innych urzędów. Rola obywatela sprowadziłaby się do okazania dokumentu tożsamości i określenia rodzaju sprawy.
Jedynym kłopotem, jaki mógłby napotkać obywatel byłoby dostarczanie informacji, które jeszcze nie zostały zgromadzone w żadnym systemie administracji publicznej!
Można się spotkać z argumentem, że wcześniej przedstawione czynniki degradacji jakości życia obywateli można wyeliminować przez stworzenie systemu bezpieczeństwa. Jest to słaby argument.
Skuteczność systemu bezpieczeństwa IT zbudowanego na bazie nawet najbardziej wyrafinowanych technologii opiera się na założeniu, że użytkownicy i administratorzy systemu będą postępować z należytą starannością i mają dobrą wolę do przestrzegania zasad, których przestrzegania nie da się skutecznie kontrolować.
Jeśli urzędnik może sam sprawdzać informacje o obywatelach w różnych systemach, to poza jego wewnętrzną uczciwością nie ma innych realnych zabezpieczeń przed przeszukiwaniem informacji niezwiązanych z załatwianą sprawą.
Obywatel kontroluje przepływ swoich danych między urzędami
Istnieje prosta i realna alternatywa dla urzędniczego modelu interoperacyjności systemów w e-administarcji. Obywatelska koncepcja interoperacyjności oparta jest na założeniach:
- zachowaniu autonomii istniejących rejestrów i systemów dziedzinowych administracji publicznej
- przepływ informacji z jednego urzędu do innego może się odbywać tylko i wyłącznie za pośrednictwem zainteresowanego obywatela
- standaryzacji formatu dokumentów elektronicznych cyrkulujących między obywatelem a urzędami
Taki model interoperacyjności zapewniłby poczucie, że skomputeryzowane państwo służy obywatelowi a nie odwrotnie.
Poza kontaktowaniem się z urzędem, w którym załatwiamy sprawę zwykle musimy zebrać zaświadczenia z innych urzędów. W obu przypadkach do przesyłania dokumentów wystarczy wykorzystać pocztę elektroniczną.
Integralność i autentyczność dokumentów przesyłanych jako załączniki do emaila między obywatelem a urzędami byłaby chroniona podpisem elektronicznym (urządzenie i oprogramowanie do składania podpisu elektronicznego można także użyć do zabezpieczenia poufności przesyłanych dokumentów).
Jeśli dane między urzędami będą przepływały tylko i wyłącznie za pośrednictwem obywatela, to urząd załatwiający sprawę będzie miał gwarancję, że są one bezbłędne i aktualne. Obywatel może nawet być zobligowany pod groźbą odpowiedzialności karnej do przekazywania tylko danych zweryfikowanych.
Obywatel miałby też kontrolę nad celami, do których są wykorzystywane jego dane a ryzyka związane z utratą prywatności i profilowaniem byłyby radykalnie ograniczone.
Zaproponowany tu obywatelski model teleinformatycznej interoperacyjności ma jedną bardzo poważną wadę z punktu widzenia urzędników i polityków. Jego wdrożenie nie wymaga skomplikowanych projektów ani wielkich pieniędzy.